Warszawa

Zwiedzanie dużych miast to dla mnie przede wszystkim możliwość podziwiania innej, niż widzę na co dzień, architektury.

Czas na ostatni wpis z Warszawą, czyli małe podsumowanie.

Zwiedzanie dużych miast to dla mnie przede wszystkim możliwość podziwiania innej, niż widzę na co dzień, architektury. I nie chodzi tylko o te wyjątkowe budynki jak Ambasada Federacji Rosyjskiej czy Belweder, ale także o te zwykłe budynki mieszkalne.

Pomniki, kamienice… Największym problemem jest dla mnie w takich miastach komunikacja miejska. W Warszawie jest paru przewoźników i do tej pory nie jestem pewien jak, gdzie i kto honoruje czyje bilety, ograniczyliśmy się zatem do środków komunikacji, którymi na pewno można jeździć na bilecie ZTM. Nawiasem mówiąc, zakup biletu w biletomacie jest prosty, o ile wcześniej sprawdziło się jakie są taryfy i jakie strefy – z Lotniska Chopina do Starego miasta polecam autobus 175 i bilet krótkookresowy 24-godzinny za 15 zł (trzeba go raz skasować po wejściu do pojazdu). To, co jeszcze bym Warszawie w kwestii komunikacji wypomniał, to nieczytelne mapki na przystankach (nie zgadniesz co gdzie jeździ) i niejasne oznaczenie przystanków.

Całe szczęście, miałem w telefonie „jak dojadę” (bez tej aplikacji byśmy nie dali rady), która naprawdę pomogła. Problemem było już tylko oznakowanie przystanków – np. przystanek „Centrum 08” w cale nie musi być w okolicy „Centrum 07”. Na rondzie Dmowskiego przystanki Centrum 07 i 08 są na linii północ-południe, a Centrum 09 i 10 są na linii wschód-zachód – można to zobaczyć tutaj (ja bym się spodziewał raczej numeracji biegnącej dookoła zgodnie ze wskazówkami zegara). Numery na przystankach nie wyróżniają się zbytnio, nie widać ich z drugiej strony ulicy (zwłaszcza wieczorem – tablica z rozkładem elektronicznym świeci ledowymi napisami, a nazwa przystanku jest na niej „nadrukowana”, ale zupełnie nieoświetlona), w tunelach także brak informacji o numerach (można założyć, że turysta nie wie czy jedzie na Mokotów czy Pragę, jeśli wie tylko jaki tramwaj, z jakiego przystanku i ile przystanków) – kończy się to przechodzeniem dookoła wielkiego skrzyżowania lub wychodzeniem z tunelu na każdy przystanek, by sprawdzić jego numer. W metrze też udało nam się zabłądzić i pojechać nie w tą stronę, ale tylko jeden przystanek (i tej pomyłce zawdzięczamy zdjęcia z Syreną nad Wisłą). I to byłaby chyba jedyna rzecz na jaką w Warszawie narzekaliśmy, prawie…

W okolicach Starówki. I może przy okazji wspomnę, Starówka jest w Warszawie, w Gdańsku nie ma Starówki, w Gdańsku jest Stare Miasto (nawiasem mówiąc, najbardziej oblegane turystycznie w Gdańsku jest Główne Miasto)!

To na co ja zwróciłem uwagę (ten, który nawet w Norwegii by nie cierpiał na brak wódki), to ceny alkoholi w lokalach – są podejrzanie przyzwoite, nawet niskie jak na takie miasto. Przy takich pieniądzach, to nie ma się co zastanawiać u kogo dziś się pije, bo lepiej w lokalu (schłodzone, podane, sprzątać nie trzeba).

Tak się kończy nasza wycieczka. Jeszcze tylko parę zdjęć wieżowców (w poprzednim wpisie), wizyta pod murem getta, wizyta na starym mieście i kurs autobusem na lotnisko. Tam niestety przykra niespodzianka – lot opóźniony o ponad dwie godziny, ponieważ samolot w Gdańsku przechodził inspekcję po zderzeniu z kaczką 😛

Jeżeli temat Cię interesuje, sprawdź tag #onedayinwarsaw – znajdziesz pozostałe części z tej jednodniowej wycieczki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *