Bycie gadżeciarzem to nie tylko przyjemność, ale i obowiązki – na przykład zdobywanie nowych gadżetów. Tym razem czas na zabawę dronem. Nie jest to mój pierwszy dron, ale jednak pierwszy tak zaawansowany. DJI Mavic Mini, bo o nim mowa, to hit roku 2019 r.
O co tyle krzyku?
Kanada, Stany Zjednoczone i Europa się między sobą dogadały i określiły drony do 250 g mianem „zabawek”. Właściciele cięższych urządzeń będą mieli trochę pod górkę, chodzi o wymóg rejestrowania dronów o masie od 250 g i uprawnienia do latania nimi. To wiąże się z formalnościami i oczywiście kosztami. A DJI Mavic Mini waży 249 g (i to nie jest przypadek).
Moje doświadczenia
Jestem mało zaawansowanym użytkownikiem dronów. Wylatałem do tej pory mniej niż 10 godzin w sumie, uwzględniając w tym Mavica Mini (niecałe 2 godziny), drona Xiaomi, zabawkowego drona i symulator (symulator z użyciem „zanurzonej przestrzeni wirtualnej” – niesamowite wrażenia z lotu, z pierwszej osoby). Dodatkowo zdarzyło mi się pilotować miniaturowy śmigłowiec – od wzniesienia się, po sam sufit – jeden raz 😉 Mimo tego, iż latałem niewiele, wydaje mi się, że już coś tam wiem…
Czy to dron idealny?
Niestety nie, minusów jest cała masa i od nich zacznę, bo lubię narzekać 😉 Oczywiście wiem, że te minusy wynikają z technicznych ograniczeń (trzeba było zrezygnować z niektórych rzeczy, żeby się zmieścić w 249 g), poza tym w ofercie DJI są też bardziej zaawansowane drony na których DJI więcej zarabia, nie można zatem było wpakować wszystkiego do najtańszej zabawki. Trzeba jednak o tych ograniczeniach wiedzieć przed zakupem.
Latać wszędzie…
Jeśli się komuś wydawało, że kupując takiego drona będzie mógł latać wszędzie, to niestety – nie można latać wszędzie. DJI w swojej aplikacji ma coś takiego jak „recomended zones”, gdzie latać nie wolno, nie wolno latać bez świadectwa kwalifikacji lub bez weryfikacji. Innymi słowy, część z tych ograniczeń można zdjąć (nie wszystkie). I na co tu narzekać? A no na to, że DJI poprawkę aplikacji i zmiany na stronie wprowadził dopiero 31 grudnia 2019 r. (obiecali „pod koniec grudnia” i muszę powiedzieć, że się wyrobili). Do tego czasu tylko Maviciem Mini nie można było latać w tych strefach (innymi dronami DJI można było zakaz obejść).
Latać na każdym sprzęcie…
Żeby latać, trzeba podpiąć telefon. Niestety nie może być to np. Samsung S10 z Androidem 10, bo aplikacja na nim nie zadziała. Sam telefon o ile już się połączy, to jeszcze musi się zmieścić w uchwycie i powiem, że mój mały Xiaomi 9 SE się mieści, ale nic dużo większego nie wejdzie! Ok, rozumiem, że mój Mi Max 2 się nie mieści (prawie się mieści, ale już wtyczki nie wepniesz), ale tak samo są problemy z Google Pixel w futerale, trzeba go wyciągać!
Latać zawsze…
Niestety Mavic Mini jest dość „słabym” dronem i nie można nim latać przy wietrze większym niż 8 m/s (chociaż sam dron potrafi latać szybciej, bo do 13 m/s w trybie sportowym i muszę przyznać, że jest jak dla mnie dość narowisty). Oczywiście nikt się na co dzień nie zastanawia nad prędkością wiatru, więc trzeba przed lotem sprawdzić dane (zwłaszcza na wysokości loty, czyli nierzadko kilkaset metrów nad ziemią). Poza tym jeszcze musimy mieć dobrą widoczność satelitów, dobrą widoczność (w sensie widzieć drona), odpowiednie światło (polecam okulary przeciwsłoneczne, nawet teraz, zimą), temperaturę (bateria litowo jonowa, zatem nie przepada za mrozem). Naprawdę wiele czynników, o których trzeba pomyśleć przed lotem.
Nagrywać wspaniałe materiały…
Owszem, można całkiem dobrze coś nagrać, ale jest tu wiele ograniczeń, na które trzeba zwrócić uwagę. Oczywiście nie ma zdjęć w RAWach, nie ma 4K, jest tylko 2,7K, nie ma ręcznej ekspozycji przy filmowaniu (na szczęście jest AE lock) i nie ma ręcznego balansu bieli (tu już nie ma możliwości zablokowania). Moim zdaniem jednak głównym ograniczeniem jest „szybkość transmisji bitów” wynosząca 40 Mbps. Nie sądziłem, że będę narzekał na coś takiego, ale jednak…
Wąskie gardło 40 Mbps
Krótko czym jest bitrate: jest jakaś liczba danych, w których mieści się obraz i dźwięk (na szczęście Mavic Mini nie nagrywa dźwięku). Wyobraź sobie, że masz sklepowy koszyk, co sekundę kolejny. Możesz do niego wpakować naprawdę wiele rzeczy, ale załóżmy że ma on 40 litrów. Co sekundę możesz ze sklepu wywieźć 40 litrów czegoś, więc siłą rzeczy nie wywieziesz 80 litrów w ciągu sekundy. Mavic Mini ma ograniczony transfer do 40 Mbps i więcej zwyczajnie nie zapisze. O ile oraz nagrywany w HD 1080 w 25 czy 30 klatkach jeszcze się jakoś mieści w tych 40 Mbps (to oczywiście zależy od tego co nagrywamy), to tyle HD 1080 w 50 czy 60 klatkach oraz 2,7K w 25 i 30 klatkach już się nie mieści (filmy nagrane w tych ustawieniach mają po 40 Mbps) i są kompresowane tak, żeby upchnąć dane (z czegoś trzeba zrezygnować, jak w tym sklepowym koszyku). To oczywiście powoduje pogorszenie jakości obrazu. Chcesz nagrać coś w HD i w 60 fps, żeby potem mieć slow motion? Przygotuj się na znaczną degradację obrazu (tak, przetestowałem to – widać pogorszenie jakości i to znaczne). I to jest niestety coś, o czym wcześniej nie pomyślałem… Oczywiście jeśli będziemy nagrywać statyczne sceny, z niewielką ilością ruchu, to może nam się tych danych zmieści więcej, ale na szybki przelot „low pass” nagrany w 60 klatkach na sekundę nie ma co liczyć.
No i jeszcze jedno – YouTube też lubi skompresować materiał po swojemu. Patrzę na powyższy film i oczy mi krwawią… Z ciekawości wrzuciłem go także na Vimeo i mimo iż tam na bezpłatnym koncie mam limit 500 MB na jeden film i musiałem bardziej skompresować materiał, to wygląda on chyba nieco lepiej.
Czy może to tylko moje odczucia? 😉
Klatkaż
No i jeszcze jedno – mamy do dyspozycji HD 1080 @ 25, 30, 50 i 60 fps i 4K @ 25 i 30 fps. Nie ma 24 fps (ale i tak jest nieźle, bo kiedyś DJI nie schodził poniżej 30 fps). Z tego względu się trochę zastanawiam, czy jest sens kruszyć kopię o 24 klatki (zwłaszcza, że to takie „udawane” 24 klatki) i nie dać za wygraną, by wszystko nagrywać i publikować w 25. Pechowo, bo mój telefon nagrywa tylko w 30 i 60 fps, co już w ogóle mnie skazuje na 30. Na szczęście ujęcia z drona mogą być w nieco innej szybkości niż były nagrane i nikt się nie zorientuje 😉
Limit wielkości pliku
Kolejna rzecz, która mnie zaskoczyła w najmniej spodziewanym momencie, to limit wielkości pojedynczego pliku. W Mavicu mam kartę Samsunga o pojemności 128 GB. Są na niej jeszcze jakieś oznaczenia, których nie widzę bez okularów, ale zapewniam że jest wystarczająco szybka. Karta została sformatowana w dronie i… nie wiem jak on ją sformatował, ale zapewne z tego wynika ograniczenie wielkości pojedynczego pliku do 4GB. Normalnie nagranie się urywa i zaczyna się drugie (nie sprawdzałem jak są dzielone pliki – czy to jest na zakładkę jak mój rejestrator w samochodzie czy co do klatki, boję się tylko żeby między tymi plikami jakiejś klatki nie brakowało).
Zasięg
Sterowanie za pomocą extended Wi-Fi narzuca ograniczenia. Da się przy odrobinie sprytu polecieć i na 4 km, tylko ciężko potem na tej samej baterii wrócić (chociaż jej żywotność zaskakuje bardzo pozytywnie). Wznieść się można na 1,5 czy 2 km, ale nie oszukujmy się – na co dzień takie zasięgi nie będą potrzebne. Problem jednak zaczyna się w miastach, gdzie jest pełno sieci Wi-Fi i realny zasięg drona może się ograniczać do 150 – 250 m. Nie wydaje mi się, żeby mnie to bolało, ale kogoś na pewno będzie. Poniżej możecie obejrzeć zapis parametrów lotu, na którym nagrywałem powyższy filmik (tą część Puck/Gnieżdżewo) – w lewym dolnym rogu macie wysokość i odległość.
Aplikacja DJI
A może nie sama aplikacja, a serwery z danymi od DJI. W aplikacji mamy wspomniane już „recomended zones” – możemy sobie przed lotem sprawdzić jak sytuacja ma się na miejscu, ale… to nie działa. No może działa, ale tak wolno, że cierpliwość tracę. Poniżej przykład – niestety się poddałem. Taka szybkość działania to nie jest może standard, ale rzekłbym „pół na pół”. I może bym się dał oszukać w terenie, że nie ma dobrego zasięgu LTE, ale poniższy film nagrałem w domu, podpięty do Wi-Fi, na którym spokojnie wykręcam 50 Mbps.
Dodam tylko, że ta aplikacja zachowuje się tak samo na moim tablecie, niezależnie od tego czy mamy Wi-Fi na 2,4 czy na 5 GHz, tak samo na LTE. No po prostu ma gorsze momenty i to nie tak rzadko…
Brak czujników
Jak w dronie, kierowanym do amatorów, mogło zabraknąć czujników z przodu!? Wcześniejsze Mavicki lecąc w drzewo wykrywały przeszkodę i czasami ją omijały – tutaj tego nie ma. Może i to nie jest tragedia, ale… Dron jest wyposażony w funkcję „return to home”, którą można uruchomić z kontrolera lub która działa automatycznie w przypadku trwałego zerwania zasięgu między dronem a kontrolerem. Zanim wystartujemy należy ustawić „wysokość RTH” – dron wzbije się na zadaną wysokość, przyleci nad punkt startowy i wyląduje. Pięknie prawda? O ile nie wystartujemy z pod drzewa lub nie stracimy zasięgu pod innym drzewem. No ale płakałem, że nie ma czujników z przodu… Wyobraźmy sobie zatem rzekę, która zakręca. Lecimy nad nią, nagrywając epicki materiał, wlatujemy za wzgórze i…
Tracimy zasięg, czekamy, dron uruchamia procedurę awaryjnego powroto do punktu startu, wlatuje na wcześniej zaprogramowaną wysokość (np. 60 m) i… wlatujemy prosto we wzgórze. Przednie czujniki mogłyby nas przed tym uchronić. W praktyce wygląda to tak:
Powyższy film oczywiście nie jest mojego autorstwa.
Aparatura
I jeszcze jedna rzecz, która w Mavicu Mini jest wg mnie do bani – brak możliwości sterowania dronem przy użyciu samego smartfona. Dron jest mały, można go zabrać w kieszeni, ale trzeba mieć drugą kieszeń na aparaturę do sterowania… A przecież DJI Spark miał taką możliwość (i był sprzedawany w ogóle bez aparatury, którą opcjonalnie można było dokupić w każdej chwili). I nawet to by nie musiała być jakaś super zaawansowana obsługa – wystarczyłoby, gdyby dało się odlecieć na 20 m oraz gdyby można było po wstępnym ustawieniu drona włączyć jeden z trybów automatycznych (dronie, helix…) oraz wywołać RTH. To by wystarczyło do szybkiego „selfie na insta”.
Nowoczesność
Super nowoczesny dron, a złącza mini USB. Czyżby USB C były… za ciężkie? Kompletnie mnie to rozbroiło. Na domiar złego w kontrolerze jest takie mini USB prostokątne bez ścięcia i oczyma wyobraźni już widzę, jak pchając kabel odwrotnie psuje się gniazdo… (na szczęście przy gniazdku jest rysunek ze ściągą). Na szczęście szybkiego ładowania nie poskąpili 😉
Czy jednak jest aż tak źle?
Parafrazując film Miś:
Rozchodzi się jednak o to, żeby te minusy nie przesłoniły wam plusów!
Bo plusy oczywiście są i jest ich całkiem sporo. Po pierwsze masa i rozmiae – da się to schować do kieszeni w kurtce. Po drugie stabilność lotu – najpewniejszy dron jakim latałem. Startuje, wzbija się na ok 1,5 m i czeka. Jeśli nie dotkniejsz kontrolera będzie wisiał w tym miejscu póki mu się bateria nie skończy. Do tego ma trzy tryby, z których „tryb kinowy” jest naprawdę płynny i można się na nim oswajać z urządzeniem. Trzyosiowy gimbal – to nie wymaga komentarza… Cena jest w zasięgu możliwości przeciętnego gadżeciarza (jakby się ktoś decydował, to polecam rozważyć wersję „fly more combo”, bo jest ona droższa o jakieś 450 zł, a zawiera dwie dodatkowe baterie, ładowarkę, dodatkowe śmigła, etui na całego drona i nawet osłonki na śmigła, jakby ktoś chciał polatać w domu – niestety ta wersja wyprzedała się jak ciepłe bułeczki i teraz co najwyżej pozostaje czekanie) a do tego można wykupić sobie coś w rodzaju ubezpieczenia AC, zatem katarstofa na drzewie nie będzie bolała aż tak bardzo (10 % wartości drona, ubezpieczamy się w dniu aktywacji albo następnego dnia a w razie katastrofy płacimy ułamek ceny za nowego drona, który będzie fabrycznie nowy lub fabrycznie odnowiony).
Podsumowanie
Jak widać, DJI Mavic Mini to nie jest dron idealny. Cięcia budżetowe, cięcia materiałowe, cięcia programowe, ale… kurdę, Mavic Mini to jest świetny dron, który mieści się w kieszeni, którym można obejrzeć świat z góry, nagrać jakieś super wspomnienia, vloga itp., a wszystko to już poniżej 2 tys. złotych! Można marudzić na niedoskonałości, ale za te pieniądze ciężko będzie kupić coś równie lekkiego i wydajnego! Trzeba tylko pamiętać, że nie jest to dron do profesjonalnych zastosowań.
4 odpowiedzi na “DJI Mavic Mini i 40 Mbps”
Nie uwierzysz co się stało! Aktualizacja firmware, którą właśnie pobrałem, dodaje możliwość kręcenia w 24 fps i… werble… możliwość manualnej kontroli ekspozycji w trakcie filmowania.
Ba dum tss!
Dzięki temu że do dnia dzisiejszego tzn sierpień 2020 mieliśmy kilka aktualizacji, można filmować w ustawieniami manualnymi i używać nowych smartfonów. Ja latam na samsungu s10, łączy się i mieści bez problemu
„Wznieść się można na 1.5- 2 km „. Widać że za dużo nie polatałes. Odlecieć można max na 2 km w polu. Do góry polecisz 500m. Na tyle pozwala aplikacja.
Nie próbowałem, zawierzyłem danym jakie miałem wówczas do dyspozycji (może się coś zmieniło).