W styczniu aparat do ręki wziąłem raz… TUSE przeszedłem pod wiaduktem… i to było najlepsze co mnie spotkało 😉
W pracy hipsterzy robili kawę z dripa (drip-drop) a potem przez Chwaszczyno jechaliśmy na nagranie z RODem. Innego dnia napadało śniegu więc pojechaliśmy tradycyjnie do lasu. Później był już tylko typowy, wejherowski smog.
Listopad – liść opadł. Mój dziadek mnie raczył takimi rymowankami. A my w listopadzie byliśmy w Kąpinie i w Cromer (Norfolk, Anglia). Chodziliśmy na spacery i robiliśmy ozdoby świąteczne z masy solnej.
Słoneczna pogoda zachęciła nad do podróży na sam koniec… tfu… początek Polski – Hel. Widoki aż po port północny w Gdańsku! Pochmurna pogoda zachęciła nas do skorzystania z ogniska w Leśnym ogrodzie botanicznym w Marszewie. Z obu tych wypadów jestem mega zadowolony.
We wrześniu spacerowaliśmy po Gdańsku, który zmienia się tak szybko, że dla zachowania równowagi pojechaliśmy do Muzeum Kolejnictwa w Kościerzynie, gdzie zmiany zachodzą bardzo powoli. Jak się okazało na warsztacie fuchy robi chyba sam Dawid Podsiadło.
Małe wakacje, mrożona herbata w upalny dzień, Akwarium Gdyńskie i nawet zdjęcia ślubne robiliśmy… Tyle się działo!
Ciąg dalszy chwilowej fascynacji makro, zabijanie czasu spacerem w Gdyni, Kaszubski Park Miniatur… Nudny lipiec.
Las, ognisko, stopy… czy stopy są objęte ochroną wizerunku?! Dalej projekty architektów i inżynierów. Przyznam, że nazwa Carpe Diem Trans mnie urzekła, nawet na dwa sposoby. Centrum Nauki Experyment, Gdynia i mój eksperyment. Można przy okazji obejrzeć fragment mojej sypialni w stylu skandynawskim i zaskakujący (mnie zaskoczył bardzo) mak.
Siedzieliśmy w Gdyni na murku, w cieniu drzew, przy plaży, wcinając naleśnika ze styropianowego opakowania, kiedy podeszły one i zaczęły przedstawiać wizję świetlanej przyszłości przed nami, a zwłaszcza przed naszym „bombelkiem”.
Łatwo jest prowadzić fotobloga będąc ciągle w podróży. Codziennie w oko wpada Ci coś nowego, nawet jeśli odwiedzasz to miejsce dziesiąty raz. Tym trudniej jest prowadzić fotobloga kiedy nie podróżujesz, no chyba że podróżą okazuje się nagle droga do pracy, ale weź dźwigaj ten aparat codziennie ze sobą…
Kwiecień tylko mi śmignął i do czasu urlopu nie zrobiłem żadnego zdjęcia. Urlop tradycyjnie u Szwagrów, na dodatek taki prawie dwutygodniowy… (także jeszcze i w majowym wydaniu kroniki będzie).
W marcu było nadal niewesoło, paliwa poszły w górę (nikt nie przypuszczał, że 6,95 zł za litr oleju to cena, za którą jeszcze zatęsknimy), szlajałem się po blokowiskach w Wejherowie i w Gdańsku (Nowym Porcie) i nawet byłem na peronie SKM.
Drugiego lutego zobaczyłem dwie kreski i bynajmniej nie był to test ciążowy. Dalej na zdjęciach rekonstrukcja wydarzeń, bo przy temperaturze 41,1 °C (mój osobisty rekord) nie w głowie mi było fotografowanie. Na szczęście wszyscy przeżyliśmy, ale sponiewieralo nas konkretnie. Potem się okazało, że luty to w ogóle nie jest szczęśliwy miesiąc :/
W styczniu się przynajmniej coś działo, jakiś urbex, zoo, Ustka, Słupsk, Puck…
To był fatalny miesiąc pod wieloma względami, także jeśli chodzi o zdjęcia. Poza zdjęciami z rodzinnej kolacji mam to… jedno. Słabo.
Listopad był raczej ponury… Dużo czasu przesiedzieliśmy w okolicznych lasach. Ostatniego dnia spadł śnieg i stałem w korku.
Łatwo jest robić making of. Wystarczy być we właściwym miejscu i czasie, w miarę umieć obsłużyć aparat i nawet nie trzeba jak widać zbytnio dbać o ostrość 😉 A jeśli raz rzucisz uwagę „tak będziesz robił cień” do operatora kamery, to nawet w napisach końcowych o Tobie wspomną! Polecam!
Słoneczny październik spędzaliśmy m.in. na Półwyspie Helskim oraz nad jeziorami w okolicy.
We wrześniu byłem na takiej imprezie, że aż kurz leciał (z tych starych ludzi)! Byliśmy też nad morzem, oglądałem znaleziony kamień, potem już tylko las i jesień…
Sierpień to był miesiąc urlopowy, wypoczywaliśmy w Borach Tucholskich, zwiedziliśmy Grudziądz, na koniec zawitaliśmy do Muzeum Techniki Wojskowej Gryf (polecam bardzo, pojazdy nie tylko wojskowe, dużo do oglądania).
Wiatrak w Ręboszewie polecam serdecznie – niezłe widoki, kawiarnia w obiekcie, relaks mimo tłumów (bo przestrzeń duża). Poza tym odwiedziłem Władysławowo, gdzie przy samym morzu powstawał teledysk „Może chłodu?” zaprzyjaźnionego zespołu ROD.
W czerwcu było takie tempo, że nie było kiedy aparatu wyciągnąć, chwilę znalazłem tylko w parku w Wejherowie leżakując, zwiedzając Gdynię (i leżakując) oraz stojąc w korku w Bojanie (korku, który był na ulicy omijającej inny korek).
W maju byliśmy w Rumi na spacerze, w lesie na spacerze, padalo, było słonecznie… Lubię patrzeć na drzewa stojąc pod nimi, na liście które przepuszczają trochę światła. Fascynują mnie też bloki z wielkiej płyty, nawet jeśli są tycim obiektem widocznycm w kropli wody.
Znajdź wspólny element 😉 W sumie w kwietniu niewiele się działo… może to i lepiej.