Dopadło i mnie, a właściwie dopadły – trzy panie wyposażone w aparat, profesjonalnie wyglądający notes na podkładce i… atrybutu trzeciej pani nie zapamiętałem, ale na pewno był to garniec złota albo coś podobnego. Siedzieliśmy w Gdyni na murku, w cieniu drzew, przy plaży (nawiasem mówiąc świetny plac zabaw jest na plaży w Gdyni – zjeżdżalnie, huśtawki, piaskownice…), wcinając naleśnika ze styropianowego opakowania (tak naprawdę jest to spieniony polistyren, ale kogo to obchodzi?!), kiedy podeszły one i zaczęły przedstawiać wizję świetlanej przyszłości przed nami, a zwłaszcza przed naszym „bombelkiem”. Na grzeczne „dziękujemy” zero reakcji, na mniej grzeczne „dziękujemy” pytania „czy już braliśmy udział w castingu” i „jak możemy rezygnować z takiej szansy” a na niegrzeczne „dziękujemy” usłyszeliśmy takie „miłego dnia”, że cieszę się, że się nie spełniło…
Generalnie zjawisko naciągania ludzi na zdjęcia nie jest nowe. Już kilka lat temu nasi znajomi opowiadali nam o castingach, na których ich dzieciom ktoś robi zdjęcia i może „coś z tego będzie”. Prawie każdemu rodzicowi na dźwięk słów „Twoje dziecko jest wyjątkowe!” wyłącza się myślenie i pozostają jedynie emocje. I ja to rozumiem, bo moje dziecko też jest wyjątkowe! 😉 Trzeba tylko pamiętać, że kiedy ogarniają nas emocje, bardzo łatwo jest dać się ponieść chwili i… stracić pieniądze. Oczywiście o żadnych pieniądzach w mojej gdyńskiej przygodzie mowy nie było – miało być tylko jedno zdjęcie dziecka i czekamy na nadchodzący wielkimi krokami sukces. W praktyce wygląda to tak, że po jakimś czasie dowiadujesz się, że dziecko kwalifikuje się do drugiego etapu (pewnie każde się kwalifikuje). Na miejscu, gdy już jesteś na castingu, okazuje się, że owszem, są pewne koszta do poniesienia – ubezpieczenie, opłata za fotografa – często zależna od liczby zdjęć, a jak wiadomo im więcej tym lepiej, no ale czego się nie robi dla naszych „bombelków”?! I od czego jest 500+ jak nie od inwestowania w Dziecko!? Poza tym jak wytłumaczyć dziecku, że zdjęć jednak nie będzie? W efekcie mamy marzenia i portfel chudszy o kilka tysięcy złotych, bo dziecko dostało się do drugiego i trzeciego etapu i trzeba było zrobić nowe zdjęcia i to w miejscowości oddalonej o kilka godzin jazdy samochodem!
Profesjonalna agencja modeli liczy na zarobek wynikający z wynagrodzenia modeli, których „posiada” (potrąca jakiś procent wynagrodzenia modela), budowanie portfolio modeli to inwestycja, która w dalszej perspektywie ma się zwrócić. Jeśli musisz płacić za wykonanie takich zdjęć, to najpewniej każdy z góry zakłada, że nic nie zarobisz… Co innego, jeśli idziesz do fotografa, który ma Ci zrobić zdjęcia do portfolio, z którym chcesz samodzielnie pukać do drzwi różnych agencji, a co innego jak ktoś Cię łapie na ulicy i woła o pieniądze, sprzedając tylko marzenia.
Oczywiście, to Twoje pieniądze, ale sposób ich wyciągania tak mnie zbulwersował, że aż się musiałem tutaj wyżalić…