Parę dni spędzonych w Białymstoku pozwoliło nam odkryć ciekawostkę w postaci budynku Opery i Filharmonii Podlaskiej (Europejskie Centrum Sztuki w Białymstoku), który nam jakoś do tej pory umykał. Ciężko go podsumować jednym zdaniem, ale robi z zewnątrz wrażenie, nie można przejść obojętnie. Oczywiście tradycyjnie poszliśmy oglądać murale, ale tym razem większość z nich mam tylko w telefonie. Normalnie chyba można już powiedzieć, że interesujemy się street artem 😉
No, jeden z murali się załapał… ale jak widać, jest taki niewielki 😉
W ogóle mam takie wrażenie odnośnie Białegostoku, nie obrażając nikogo, że tutaj jeszcze się poprzednia epoka nie całkiem skończyła. Bary mleczne, sklepy samoobsługowe jak np. Opałek czy Dom Handlowy Central (Społem), to tworzy naprawdę oryginalny klimat tego miasta, który kontrastuje np. z infrastrukturą drogową, która w ogóle nie odstaje od “zachodniej” (serio, jeździ mi się tu lepiej niż w Trójmieście, a kolejne drogi się remontują).
To miasto ma coś w sobie, ale… czas jechać dalej, więc może by tak znów rzucić to wszystko i jechać w Bieszczady?!
PS. Jakby ktoś z Was był z okolić Trójmiasta i decydował się na Podlasie, to polecam jechać przez Mławę, w której skręcamy na Przasnysz a dalej na Maków Razowiecki, Różan i Ostrów Mazowiecką (dalej już prosto przez Zambrów do Białegostoku). Niby w Mławie lekkie korki, ale od Trójmiasta do Mławy i od Ostrowi Mazowieckiej do Białegostoku są trasy szybkiego ruchu, jedynie między Mławą a Ostrowią Mazowiecką jest jakieś dwie godziny po drogach 90/50, co jest zupełnie do przeżycia. Alternatywnie można jechać przez Warszawę, ale droga od Mławy do Warszawy jest praktycznie taka jak od Mławy do Ostrowi Mazowieckiej, a omija się korki w Warszawie i nie nadkłada aż tylu kilometrów.