Co myślę o 24-200?

Jakiś czas temu odpowiadałem na pytanie, co myślę o 14-140, tym razem musiałem sam sobie odpowiedzieć na pytanie o 24-200 (przynajmniej zakres jakiś sensowny).


Bez chwili wahania można się domyśleć, że chodzi o pełną klatkę. Niestety właściwe pytanie „Czy wymienić 24-70 i …” – nie, tego pytania nie da się nawet postawić. I już spieszę z wyjaśnieniami.

Plac Wejhera (zima)

Nikon Z, czyli bezlusterkowiec z prawdziwego zdarzenia (z wcześniejszymi próbami, czyli z Nikon 1, można powiedzieć, że… „no, nie pykło”), na początku Nikon Z 6 i Z 7, potem Z 5, Z 50 (DX) aż w końcu dwa „zupełnie nowe” aparaty Z 6II i Z 7II 😉 Wszystkie one mają nowy bagnet – Nikon (nie zgadniesz) Z, zatem i komplet nowych obiektywów… na papierze. Niestety wraz z wydaniem nowej serii aparatów Nikon nie zaprezentował całej gamy szkieł a jedynie roadmap z nimi.

Spacer ze Stasiem

Owszem, kilka obiektywów się pojawiło, ale nie oszukujmy się – gdyby nie przejściówka FTZ (dzięki której można przypiąć obiektywy z bagnetem F, czyli te produkowane od 1959 roku) to by nie było czym zdjęć robić… Nikon Z 6 i Z 7 były sprzedawane z KIT-owym obiektywem 24-70 f/4.0, poza nim w 2018 istniały jeszcze stałki 35 i 50 mm. Koniec. Rok 2019 nie przyniósł żadnego natywnego teleobiektywu (tylko dla Z 50, czyli do DX a nie FX) bo Nikon z całych sił uparł się na obiektyw Nikkor Z 58mm f/0.95 S Noct (który mimo swojej ceny ok 40 tys. zł i braku autofocusa chyba znalazł swoich nabywców, gdyż w tej chwili jest „chwilowo niedostępny”). Dopiero w 2020 roku (!) pojawił się Nikkor Z 70-200mm f/2.8 VR S i Nikkor Z 24-200mm f/4-6.3 VR. Z tego względu nie ma nawet z czym porównywać obiektywu tytułowego obiektywu. Oczywistością jest, że Nikkor Z 24-70 f/2.8 S i Nikkor 70-200 f/2.8 S są obiektywami z innej półki, zarówno jakościowej jak i cenowej, pozostaje nam zatem porównanie do Nikkora 24-70 f/4.0.

Spacer z babcia po Wejherowie

Jeżeli liczysz na laboratoryjne testy, to niestety – będzie jeden wykres, bo fajnie jest dawać wykresy, ale poza tym będą tylko moje spostrzeżenia, a te są dość zaskakujące… No ale obiecałem wykres, oto on:

To, czego mi zawsze brakuje w obiektywach zmiennoogniskowych to informacja, kiedy się ściemnia. W przypadku Nikkora 24-200 możecie w tle puścić sobie od razu jeden z hitów zespołu Feel, bo od samego początku „jest już ciemno”. O ile f/4.0 na początku jestem w stanie przeboleć (światło f/4.0 określiłbym jako „tragedii nie ma” biorąc pod uwagę stabilizację obrazu w aparacie, stabilizację w obiektywie i wysokie użyteczne ISO), o tyle fakt, że ściemnia się już przy 26 mm określę mianem ponurego żartu… (serio, patrząc na stopień przysłony w wizjerze od razu widać, czy pierścień ogniskowej drgnął, czy jest na 24 mm). No ale Nikkor Z 24-200mm f/4.2-6.3 VR wyglądałoby gorzej marketingowo niż Nikkor Z 24-200mm f/4.0-6.3 VR.

Wystawa w parku Majkowskiego

Niestety szybko się robi bardzo ciemno, bo 6.0 osiągamy przy 59 mm a przy 79 mm mamy już 6,3 – i tak już do końca. Żeby mieć jakiś punkt odniesienia, to Nikon wyprodukował też obiektyw z bagnetem F, czyli tym który to rzekomo był takim ograniczeniem, jeśli chodzi o ilość wpuszczanego światła, który jest… jaśniejszy (i dłuższy): Nikkor 28-300 mm f/3,5-5,6 G AF-S ED VR – czy tylko mnie się wydaje, że argument z ilością światła w nowym bagnecie jest mocno naciągany?

Lech Walesa Airport – punkt widokowy

Co poza światłem – to może jakość wykonania i ogólny… feel 😉 Powiedziałbym, że jest to na średnim poziomie. Ani specjalnie się ten obiektyw nie wyróżnia na plus, ani na minus. Plastik, ale nie całkiem tani, są metalowe elementy… Ogólnie budowa jak przy innych obudowach Nikkorów Z – prestiżu to nie ma, ale czy jest on potrzebny? Tulipan… taki nijaki, szmatka w komplecie do przechowywania w torbie.

Park Majkowskiego

Plastyka obrazu jest taka sobie. Myślę, że tutaj Nikkor 24-70 f/4 wypada lepiej. Nie jest to może jakaś drastyczna różnica, ale mam wrażenie, że czegoś tu jednak brakuje, „tego czegoś”. Większości osób pewnie nie będzie to przeszkadzać, dla mnie jest to kompromis, z którym mogę żyć mając inne, ciekawsze obiektywy.

A tu zaskoczenie, bo to nie w parku Majkowskiego

No i w końcu przechodzimy do atutów – użyteczny zakres ogniskowych. Po prostu użyteczny. Na „krótkim” końcu 24 mm to dość szeroko (pamiętam, że na DX-ach zaczynałem od obiektywów 18-55 mm, czyli mających ekwiwalent 27 mm na „krótkim” końcu i to było spoko, natomiast trzeba pamiętać, że między 24 mm a 27 mm, choć może nie jest to przepaść, jest jednak duża różnica, zatem 24 mm są zdecydowanie na plus) na „długim” końcu wystarczająco (nie oszukujmy się – więcej niż 200 mm na co dzień przydaje się niewiele – owszem, czasami i 400 mm będzie mało, ale to już na tyle specyficzny zakres, że dla większości osób niepotrzebny).

Ujęcia z tego samego miejsca

Mamy zatem „wszystko” co potrzebne amatorowi, do tego mamy to w jednej, kompaktowej obudowie. Nawet mając do wyboru dwa osobne obiektywy 24-70 i 70-200 wybrałbym chyba jeden, 24-200 godząc się na pewne niedoskonałości, ale oszczędzając sobie zabierania dwóch obiektywów i bawienia się w ich zmianę. Oczywiście nie ma nic złego w posiadaniu wielu obiektywów, ale zwyczajnie są sytuacje, kiedy nie chcesz zabierać całego zestawu słoików… zwłaszcza, że ten jedej 24-200 jest po prostu… dobry. Optycznie ten obiektyw stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Generalnie obiektywy z serii Z robią bardzo dobre wrażenie, zazwyczaj lepsze niż ich odpowiedniki z bagnetem F, moim zdaniem nieinaczej jest w przypadku Nikkora Z 24-200mm f/4-6.3 VR. Myślę, że mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jeśli szukasz jednego, uniwersalnego zooma (zdając sobie sprawę z ograniczeń takich obiektywów), to ten obiektyw spełni Twoje oczekiwania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *