Ja generalnie ładuję akumulatorki wówczas, kiedy mogę się odciąć od wszystkiego i wszystkich, niestety okazji do tego by całkiem się wyłączyć społecznie mam chyba coraz mniej. O tym, że jestem introwertykiem wiem od bardzo dawna, zanim stało się to modne – dziś każdy chce być hipsterem, więc przypina sobie łatkę introwertyzmu, który jest chyba bardziej mainstreamowy niż samo bycie hipsterem właśnie (błędne koło). Czas najchętniej spędzam w swoim towarzystwie – być może to kwestia podobnych zainteresowań (chociaż przyznam, że chyba za mało gadam do siebie). Oczywiście to nie jest tak, że w obecności innych osób moje akumulatorki się tylko rozładowują, o nie! Aktualnie jestem w takiej komfortowej sytuacji, że większość moich znajomych nadaje na podobnych falach, nie mam więc problemu z odpowiednim poziomem energii. Ba! Mam też osoby, które wręcz ładują mnie pozytywną energią i nawet to lubię, ale jednak od czasu do czasu potrzebuję mieć chwilę tylko dla siebie. No i właśnie 1 września 2016 r. miało miejsce takie ładowanie akumulatorów w samotności (a potem nawet w obecności znajomych, ale o tym innym razem), efektem czego są te oto zdjęcia.
Kiedyś bardzo się wzbraniałem przed zabawą z kolorami czy kontrastami – naturalizm rządził. Później miałem okres kręcenia kontrastem do oporu, też mi przeszło. Teraz lubię zjechać z kontrastem i zaszaleć z pastelowymi kolorami. Bo tak.