Przygotowanie było konkretne: termosy, batoniki, rogaliki, ciepłe ubranie (np. szwedzkie wojskowe kalesony z demobilu), czapki, rękawiczki i… koce! Kierunek: Rewa. Spędziliśmy na plaży małą godzinkę i… stwierdziliśmy, że nic tu po nas 😉 Może jakbyśmy jutro nie szli do pracy, to byśmy posiedzieli dłużej, bo z tym ekwipunkiem dałoby się rozbić mały obóz, w którym byśmy przeczekali do późnej nocy, ale wobec obowiązków jakie nas jutro czekają impreza skończyła się na kilku zdjęciach (z których trzy macie poniżej). Pewnie lepiej by było podjechać do Jastrzębiej Góry, no i może dłużej posiedzieć (założę się, że za trzy godziny będzie taaaaaka zorza, że… obejrzę zdjęcia w internetach).
Generalnie jakby ktoś był zainteresowany, to tak wyglądają gwiazdy po 93 s, 330 s i 976 s, czyli jednak Ziemia się kręci! Przynajmniej była okazja do wypróbowania w terenie nowego nabytku – statywu (nie jest to może Manfrotto, ale daje radę).
PS. W sumie ciekawa „przygoda” taki fototrip, tego mi brakowało. Przydałby się tylko na takie wypady mały namiot, taki żeby nas od wiatru osłaniał (albo jakaś plandeka, chociaż koce i tak dużo dawały) i może jakieś przenośne chemiczne źródło ciepła. Z dobrych rad wujka owca: zabierzcie latarkę porządną, najlepiej ze „stopniowaniem mocy”, żeby i przyświecić lekko na aparat, i mocno na okolicę jak coś Wam spadnie (czołówka jakoś mi się baniaka nie trzymała, czapki nie szło założyć na uszy).
No, to do następnej zorzy… oby latem.
2 odpowiedzi na “Prawie jak zorza… ta, prawie… ;)”
Zapomniał bym… Jeśli stwierdzisz, że powyższe zdjęcia zostały poddane konkretnej obróbce graficznej, zachowaj to dla siebie – możesz dostać odpowiedź w stylu „Thanks, Captain Obvious” 😉
Ho, ho… z tego co widzę po internetach, to zorza była widoczna dopiero 31 grudnia po południu, jak zazwyczaj poza Polską jednak. A taka była obiecująca prognoza…