Anglia, Anglia, nuda, Anglia… Koniec kroniki PJF, przynajmniej na jakiś czas.
Autor: Marek
Gdańsk, Anglia, za chwilę zniknie po mnie ślad, telefony przestały działać, prawie nie padało…
Wspinaczka, wspinaczka, wspinaczka, wspinaczka…
Jezioro, życiowe mądrości, pożegnania w pracy, jezioro, wiosna, depresja w Luzinie z najwęższym peronem świata…
Śnieg padał, drzewa spadały, pizzę robiłem, po mieście łaziłem… nuda.
Zima uderzyła, świąteczny jarmark w Wejherowie się zbiera, światełka w Parku Oliwskim jeszcze świecą. Jemy babeczki, kot wypatruje wiosny. Odwiedzam kilka historycznych miejsc.
Na mikołajki się przebrałem, stawiałem orzechy przeciwko dolarom i nie grałem w rzutki (jak widać, są lepsi). A potem składaliśmy… domki z piernika kupione w IKEA. Tak… IKEA sprzedaje ciasteczka do samodzielnego złożenia.
Listopad lubię, lubię też do lasu – niekoniecznie w chaszcze, ale po ścieżkach jak najbardziej. Liście lubię, pod światło. Torty też lubię, niestety takich tortów to już nie będzie… Za każdym takim ciastem stoi pożegnianie kogoś, coraz mniej ludzi do żegnania zostaje.
W październiku było dla nas intensywnie, przyjemnie i czasem nawet chwytałem za aparat. Byliśmy nad jeziorem i w Europejskim Centrum Solidarności. Muszę powiedzieć, że ECS robi na mnie wrażenie, tak z zewnątrz, jak i w środku, że już o samej historii nie wspomnę… A Gdańsk się tak zmienił, że jestem w szoku.
Wbrew pozonrom sięgałem po aparat kilka razy, ale ani razu dla siebie… więc nie mogę za wiele pokazać.
IKEA, prawdopodobnie sam jestem z IKEA. „Człowiek z dykty” i mam niepomalowane tam, gdzie nie widać. W Ręboszewie stabilnie – wiatrak stoi. We Wdzydzach już tylko ruiny wiatraków, za to widoki zacne. Sentymentalny przystanek ze Szwagrami w Krzesznej – zaraz potem musieli lecieć (tak, siedzą w tym małym punkciku, który jest Boeingiem 737-800 – odwiozłem ich na lotnisko, wróciłem do domu, wyszedłem na balkon i zrobiłem to zdjęcie).
IKEA powinna mi już płacić za promocję – definitywnie. Byliśmy na obiedzie w Poganicach, a potem to już tylko praca, dom, praca, dom… tyle, że bez samochodu. Zrobiłem wowczas przeogromną ilość zdjęć, z których każde jest mega ciekawe (dla mnie) i naprawdę trudno mi było tu coś wybrać. Wszechobecna pustka na nich jest nieprzypadkowa, ja tak właśnie w większości postrzegam otaczającą mnie rzeczywistość. Te zdjęcia są w punkt.
Nowy Port na zwasze – w sercu, w pamięci, w d… Wszytsko na raz. IKEA jak widać podobnie. Droga szybkiego ruchu w Polsce. A najważniejsze jest niewidoczne dla oczu… PS. Tak, wiem, wylewa się… trochę krzywo też jest prosto.
Bieszczady zwiedzaliśmy do upadłego (chociaż w kontekście kolei linowej, nie brzmi to najlepiej), na szczęście był też czas na lenistwo przy ognisku. Potem wróciliśmy do pracy, pracy zdalnej, pracy na delegacji… No to potem znów był relaks nad morzem, jeziorem i w lesie.
Po drodze z IKEA dopadły mnie trzy szóstki, potem jechałem spokojnie tak jak lubię i dojechałem do drzewa – znów te dziwne symbole, wydaje mi się, że ktoś na mnie patrzy. Potem był już tylko ten piękny widok zza płotu. Odnalazłem się w Bieszczadach z takim motylem pod sufitem. Brzmi to, jakbym miał problem z głową 😉
Najpierw zaglądałem ludziom w talerze, by po chwili samemu coś zjeść. Innym razem wracałem do Wejherowa przez Chwaszczyno – z tego co widzę, to Trasa Kaszubska póki co niewiele poprawiła sytuację w samym Chwaszczynie. I jeszcze lunęło jak z cebra.
Najpierw był śnieg. Zrobiłem zdjęcia makro. Potem nie było śniegu. A potem był. Byłem też nad jeziorem (ale mi się strzała ustawiła do zdjęcia) i nie było śniegu, a potem byłem w Piaśnicy, i znów śnieg był.
W styczniu aparat do ręki wziąłem raz… TUSE przeszedłem pod wiaduktem… i to było najlepsze co mnie spotkało 😉
W pracy hipsterzy robili kawę z dripa (drip-drop) a potem przez Chwaszczyno jechaliśmy na nagranie z RODem. Innego dnia napadało śniegu więc pojechaliśmy tradycyjnie do lasu. Później był już tylko typowy, wejherowski smog.
Listopad – liść opadł. Mój dziadek mnie raczył takimi rymowankami. A my w listopadzie byliśmy w Kąpinie i w Cromer (Norfolk, Anglia). Chodziliśmy na spacery i robiliśmy ozdoby świąteczne z masy solnej.
Słoneczna pogoda zachęciła nad do podróży na sam koniec… tfu… początek Polski – Hel. Widoki aż po port północny w Gdańsku! Pochmurna pogoda zachęciła nas do skorzystania z ogniska w Leśnym ogrodzie botanicznym w Marszewie. Z obu tych wypadów jestem mega zadowolony.
We wrześniu spacerowaliśmy po Gdańsku, który zmienia się tak szybko, że dla zachowania równowagi pojechaliśmy do Muzeum Kolejnictwa w Kościerzynie, gdzie zmiany zachodzą bardzo powoli. Jak się okazało na warsztacie fuchy robi chyba sam Dawid Podsiadło.
Małe wakacje, mrożona herbata w upalny dzień, Akwarium Gdyńskie i nawet zdjęcia ślubne robiliśmy… Tyle się działo!
Ciąg dalszy chwilowej fascynacji makro, zabijanie czasu spacerem w Gdyni, Kaszubski Park Miniatur… Nudny lipiec.